Trudno to na pewno, ale wierz mi - sprawdza się odpowiadanie szczere i zgodne z prawdą - łatwiej jest na przyszłość dla wszystkich - i dla Ciebie i dla Młodej... na poukładanie własnych emocji
Tak, wszystko wiem. Przytulam, staram się wyjaśniać i tłumaczyć. Tak, żeby nie bolało i żeby coś zrozumiała. Niestety to taki wiek, że byle czym się nie zadowala i drąży - za dużo już wie i rozumie. "Dlaczego nie znam tamtych dziadków? (gdzie są, jak się nazywają, jak wyglądają, masz zdjęcie?)" "Tamta babcia mnie chyba nie kocha, nie zna mnie" "Tata mnie nie kocha, nie odwiedza i nie dzwoni, dwa smsy tylko przysłał" "Nikt mnie nie kocha. jak ja zrobię to drzewo? Pół?" Czasem po prostu nie wiem, co mam powiedzieć...
Prawdę. Bolało będzie zawsze, i Ja i Ciebie. Lepiej żeby bolało tak żebyś to widziała, żeby o tym mówiła, niż gdyby miało to przebiegać po cichu, niż gdyby miało się wydawać, że problemu nie ma, bo w takich przypadkach jest zawsze, nawet kiedy go nie widać.
Możesz powiedzieć też, że zwyczajnie tamci nie wiedza co tracą, i Twój w tym zysk, bo ty wiesz jaka Laura jest i że bardzo, bardzo się cieszysz, że jest, i że jest taka jaka jest, i że ją kochasz za siebie i w sumie to pewnie za ich wszystkich też. No i jeszcze, że to się nigdy nie zmieni. Co do drzewa, to pół zawsze to już coś, szkoda, że nie jest całe, bo tak na prawdę to ono jest całe... gdyby cale nie było to i Laury by nie było, tylko jest niezintegrowane i dwie jego połowy żyją właściwie w osobnych światach, choć na tej samej ziemi.
Poza tym Sarahh - dasz radę, łatwo nie będzie, ale pewnie już masz wiele rozmów poukładanych w głowie. :)
Drzewo miała całe, pełne, do pradziadków z dwóch stron. Mało jest dla mnie rzeczy niemożliwych ;-) No i była fajna okazja, żeby porozmawiać, coś wyjaśnić. Nie taki diabeł straszny...
U nas pytania się zaczęły w przedszkolu. I choć bałam się tych - coraz konkretniejszych, coraz bardziej dociekliwych - pytań przeogromnie, to nigdy nie kłamałam.
Oczywiście nie było tak, że od razu wywaliłam kawę na ławę, jak to się stało, że ojca nigdy na oczy dziecię nie widziało. Ale stopniowo, dostosowując się do wieku i potrzeb dziecka opowiadałam. I nigdy nie ubarwiałam, próbując swoje postępowanie wybielić. Jako, że decyzje były (chyba) wspólne, to o sobie za czasów "prawie-tatusia" też musiałam prawdziwie opowiedzieć...
Pewnie jeszcze drugi tysiąc pytań nas czeka, ale... już się nie boję.
Ale wiesz, że jak raz odpowiesz to później będzie już tylko łatwiej...
OdpowiedzUsuńTrudno to na pewno, ale wierz mi - sprawdza się odpowiadanie szczere i zgodne z prawdą - łatwiej jest na przyszłość dla wszystkich - i dla Ciebie i dla Młodej... na poukładanie własnych emocji
OdpowiedzUsuńto ja byłam - tylko się nie zmieniłam
OdpowiedzUsuńTak, wszystko wiem.
OdpowiedzUsuńPrzytulam, staram się wyjaśniać i tłumaczyć. Tak, żeby nie bolało i żeby coś zrozumiała.
Niestety to taki wiek, że byle czym się nie zadowala i drąży - za dużo już wie i rozumie.
"Dlaczego nie znam tamtych dziadków? (gdzie są, jak się nazywają, jak wyglądają, masz zdjęcie?)"
"Tamta babcia mnie chyba nie kocha, nie zna mnie"
"Tata mnie nie kocha, nie odwiedza i nie dzwoni, dwa smsy tylko przysłał"
"Nikt mnie nie kocha. jak ja zrobię to drzewo? Pół?"
Czasem po prostu nie wiem, co mam powiedzieć...
Prawdę.
OdpowiedzUsuńBolało będzie zawsze, i Ja i Ciebie. Lepiej żeby bolało tak żebyś to widziała, żeby o tym mówiła, niż gdyby miało to przebiegać po cichu, niż gdyby miało się wydawać, że problemu nie ma, bo w takich przypadkach jest zawsze, nawet kiedy go nie widać.
Możesz powiedzieć też, że zwyczajnie tamci nie wiedza co tracą, i Twój w tym zysk, bo ty wiesz jaka Laura jest i że bardzo, bardzo się cieszysz, że jest, i że jest taka jaka jest, i że ją kochasz za siebie i w sumie to pewnie za ich wszystkich też. No i jeszcze, że to się nigdy nie zmieni. Co do drzewa, to pół zawsze to już coś, szkoda, że nie jest całe, bo tak na prawdę to ono jest całe... gdyby cale nie było to i Laury by nie było, tylko jest niezintegrowane i dwie jego połowy żyją właściwie w osobnych światach, choć na tej samej ziemi.
Poza tym Sarahh - dasz radę, łatwo nie będzie, ale pewnie już masz wiele rozmów poukładanych w głowie. :)
Drzewo miała całe, pełne, do pradziadków z dwóch stron. Mało jest dla mnie rzeczy niemożliwych ;-)
UsuńNo i była fajna okazja, żeby porozmawiać, coś wyjaśnić.
Nie taki diabeł straszny...
U nas pytania się zaczęły w przedszkolu. I choć bałam się tych - coraz konkretniejszych, coraz bardziej dociekliwych - pytań przeogromnie, to nigdy nie kłamałam.
OdpowiedzUsuńOczywiście nie było tak, że od razu wywaliłam kawę na ławę, jak to się stało, że ojca nigdy na oczy dziecię nie widziało. Ale stopniowo, dostosowując się do wieku i potrzeb dziecka opowiadałam. I nigdy nie ubarwiałam, próbując swoje postępowanie wybielić. Jako, że decyzje były (chyba) wspólne, to o sobie za czasów "prawie-tatusia" też musiałam prawdziwie opowiedzieć...
Pewnie jeszcze drugi tysiąc pytań nas czeka, ale... już się nie boję.