Dużo spokoju. Czyste powietrze. Natura.
Nicnierobienie i praca. Pęcherz na palcu od sekatora, ale uschnięte kwiaty usunięte ze wszystkich krzaków bzu.
Dużo słońca i leżak.
Zaczytanie. To chyba najważniejsze, bo tak na spokojnie książki nie miałam w ręku od dłuższego czasu. Brak czasu, kłopoty ze wzrokiem, inne sprawy... głupie tłumaczenie.
Teraz mi lepiej :-)
700 stron. Teraz będę zarywać noce.
Poza tym kawa. Dobre jedzenie. Wino.
Dobry czas! Tylko stanowczo za krótki.
Tak powinno być na codzień. Zwyczajnie i prosto. Bez gonitwy.
Praca burzy mi wszystko. Całą harmonię.
Mogłabym... przeżyć w ten sposób dłuższy czas... z oszczędności, bez wyskoków i glupot. Tylko co dalej...?
Apartament nad morzem będzie musiał poczekać. Być może nawet do jesieni.
Za to plany wakacyjne nieco się rozjaśniły, bo... obóz nad morzem odwołany. Zaliczkę zwrócą za pół roku... mniejsza z tym, bo i tak sprawa się skomplikowała ze względu na wyjazdowe towarzystwo. A tak dobrze się stało, bo wyjazd mógłby się okazać nie do końca udany. Dziewczyny się kochają, a zaraz potem kłócą i tak w kółko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz