Operacja wyznaczona na 20 maja. Miało być tydzień wcześniej, ale tak mi bardziej zgrywa się z pracą, więc przesunęłam. Tydzień na oko mi nie zaszkodzi, a przynajmiej będę miała spokojną głowę, że nie zostawiłam (tak bardzo) rozgrzebanej roboty.
Wcześniej oczywiście lista badań do zrobienia i 2 dzienne wizyty w szpitalu. Jeszcze nie wiem jak ja to zrobię...?
Poza tym walczymy z zapaleniem oskrzeli... no ale jak się je śnieg na spacerze w przedszkolu, a co jeszcze to wolę nie wiedzieć to i efekty są.
Zwolnienia nie wzięłam, no bo jak, kiedy naprawdę muszę się sprężać z robotą, bieżącą i nie tylko, no ale opieka zorganizowana, więc chyba damy radę.
A poza tym to już nic.
Wyglądam wiosny.
wtorek, 26 lutego 2013
czwartek, 21 lutego 2013
Jak...
... wytoczyć najcięższe działa i jednocześnie nie spalić za sobą wszystkich mostów?
Czy to jest w ogóle możliwe?
"Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz,
Coś kończy się, żeby coś mogło trwać..."
Czy tym razem stanęłam pod ścianą?
22-02-2013
Nie, no po prostu czasem się gotuję jak pomyślę, że można spieprzyć coś takiego...
Dla uspokojenia kolejny zimowy widok - uspokaja trochę.
Weekend mamy, no prawie...
Zrobię jeszcze tylko kilkadziesiąt przelewów i jestem wolna.
Ups! A jutrzejsza fucha? Czasem trzeba, szkoda że w sobotę.
Przynajmniej nikt nie będzie mi głowy zawracał i będę mogła sobie pogadać najwyżej z kompem.
Czy to jest w ogóle możliwe?
"Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz,
Coś kończy się, żeby coś mogło trwać..."
Czy tym razem stanęłam pod ścianą?
Nie, no po prostu czasem się gotuję jak pomyślę, że można spieprzyć coś takiego...
Dla uspokojenia kolejny zimowy widok - uspokaja trochę.
Weekend mamy, no prawie...
Zrobię jeszcze tylko kilkadziesiąt przelewów i jestem wolna.
Ups! A jutrzejsza fucha? Czasem trzeba, szkoda że w sobotę.
Przynajmniej nikt nie będzie mi głowy zawracał i będę mogła sobie pogadać najwyżej z kompem.
środa, 20 lutego 2013
To byl wieczór...
... jaki lubię :-)
Ulubiona włoska knajpka.
Kolacja pod gołym niebem.
Świece i wino.
TEN FACET.
Ładny sen...
Za oknem biało, wróciła zima.
Przytulna.
Pracuję intensywnie. Brak czasu na... głupie myśli i poważniejsze przemyślenia.
Tylko tak sobie przy okazji uświadomiłam, o ilu ważnych i poważnych życiowych sprawach myślałam mając lat 15, 16, 17... a teraz? Płytkie to takie wszystko i w biegu, tu i teraz, na resztę brak czasu.
Bałagan w myślach, nie w tym momencie, tak w ogóle.
Przydałaby się kozetka... tylko po co, jaki sens?
Skoro diagnoza postawiona, ba - nawet wiadomo co trzebaby zrobić, w którą stronę pójść z działaniami (bo gotowego rozwiązania nikt inny nie poda ani tabletki na to nie ma).
Cóż, trzeba tylko siły, chęci, mobilizacji - nikt za ciebie twojego życia nie posprząta.
No dobra, kręcę, wymyśliłam to w weekend, w chwili słabości. Na dziś mi przeszło, jak zawsze - potem przechodzi.
Ja to i tak mam dobrze, dość silna psychika, otrzepuję się i do przodu. Chwilowy spadek nastroju, ale zaraz potem pion. Bo zawsze widzę jakieś wyjście z sytuacji, lepsze czy gorsze, zawsze jest nadzieja.
To tak a`propos pewnej sytuacji, kiedy przez głupie, absurdalne oskarżenie (pomówienie) rzucone przez kogoś z "rodziny", kto - jak sądzę ma poważne problemy psychiczne, wali Ci się świat, chociaż doskonale powinieneś wiedzieć, mieć tę świadomość, że jest to kompletna bzdura... powinieneś wiedzieć, ale... jest chociażby strach przed bardzo poważnymi konsekwencjami takiego pomówienia, gdyby sprawa była rozwojowa, bo sosba która to sobie wymyśliła święcie wierzy w swoją teorię.
[nie dotyczy to bezpośrednio mnie, ale wspomniałam, żeby nie zapomnieć - może kiedyś napiszę coś więcej, na razie nie mogę].
Wracam do papierów.
Ulubiona włoska knajpka.
Kolacja pod gołym niebem.
Świece i wino.
TEN FACET.
Ładny sen...
Za oknem biało, wróciła zima.
Przytulna.
Pracuję intensywnie. Brak czasu na... głupie myśli i poważniejsze przemyślenia.
Tylko tak sobie przy okazji uświadomiłam, o ilu ważnych i poważnych życiowych sprawach myślałam mając lat 15, 16, 17... a teraz? Płytkie to takie wszystko i w biegu, tu i teraz, na resztę brak czasu.
Bałagan w myślach, nie w tym momencie, tak w ogóle.
Przydałaby się kozetka... tylko po co, jaki sens?
Skoro diagnoza postawiona, ba - nawet wiadomo co trzebaby zrobić, w którą stronę pójść z działaniami (bo gotowego rozwiązania nikt inny nie poda ani tabletki na to nie ma).
Cóż, trzeba tylko siły, chęci, mobilizacji - nikt za ciebie twojego życia nie posprząta.
No dobra, kręcę, wymyśliłam to w weekend, w chwili słabości. Na dziś mi przeszło, jak zawsze - potem przechodzi.
Ja to i tak mam dobrze, dość silna psychika, otrzepuję się i do przodu. Chwilowy spadek nastroju, ale zaraz potem pion. Bo zawsze widzę jakieś wyjście z sytuacji, lepsze czy gorsze, zawsze jest nadzieja.
To tak a`propos pewnej sytuacji, kiedy przez głupie, absurdalne oskarżenie (pomówienie) rzucone przez kogoś z "rodziny", kto - jak sądzę ma poważne problemy psychiczne, wali Ci się świat, chociaż doskonale powinieneś wiedzieć, mieć tę świadomość, że jest to kompletna bzdura... powinieneś wiedzieć, ale... jest chociażby strach przed bardzo poważnymi konsekwencjami takiego pomówienia, gdyby sprawa była rozwojowa, bo sosba która to sobie wymyśliła święcie wierzy w swoją teorię.
[nie dotyczy to bezpośrednio mnie, ale wspomniałam, żeby nie zapomnieć - może kiedyś napiszę coś więcej, na razie nie mogę].
Wracam do papierów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)