Cóż życie. Choć w pamięci mam ciągle dość ostre słowa i zarzekania się, że nie, nigdy więcej… itd. Czy ja zmieniłabym zdanie, gdybym miała jakikolwiek wybór?
Być może, na pewno bym się zastanawiała.
Więc może lepiej, że uniknęłam kolejnego dylematu, i to dość ciężkiego kalibru.
A życie z duszą na ramieniu, w ciągłej niepewności, albo nawet strachu… nie, dziękuję.
Nawet kosztem uniesień. Podrabianych zresztą.
Może to tylko ja jestem taka wrażliwa?
Choć wcale nie jestem pewna, bo uświadomiłam sobie bardzo ważną rzecz: NIE BOLI!
Oprócz realnej (mam nadzieję) szansy na pozytywne finanse dostałam także zielone światło na prywatną przyszłość.
Muszę tylko zrobić krok… i w końcu posprzątać w szafie ;-)
KK
OdpowiedzUsuńciekawa jestem czy chodzi o to o czym myśle...
wiem bez sensu całkowicie mój komentarz, ale wydaje się być optymistyczny, więc chyba dobrze się dzieje i po Twojej myśli :)
Grunt to nie zejść na manowce i nie dać sobie wejść na głowę... albo w głowę... szczególnie wtedy gdy nie do końca czujesz, że o to loto.
OdpowiedzUsuńI wyszedł mi sens w bezsensie... albo na odwrót.