czwartek, 9 listopada 2017

Jestem mistrzynią w komplikowaniu życia

Sobie i innym przy okazji.
W kilkanaście tygodni rozwalilam to, co budowałam przez ostatnie lata.
Spokój, względną harmonię i bezpieczeństwo.
Poukładało się w końcu  jakoś.
Brakowało może wisienki na torcie, ale to właśnie o tę wisienkę mi chodziło.
W myśl zasady: wszystko albo nic.
Wystarczyła iskra... namiętności.
Pożar.
A przecież wiem, że "z ognia najczęściej zostaje tylko dym".
Niby nie żałuję, ale... są chwile, kiedy nie chce mi się żyć.
 
 

5 komentarzy:

  1. Teraz to chyba na prawde przegielas kobieto!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko mija... nawet niechęć do życia... czasem tylko zostaje po wszystkim kilka nadprogramowych kilogramów... albo spory ich deficyt. Takie życie - wszystko da się przeczekać.

    Idź na spacer do lasu z psem, aż oboje będziecie mieć dosyć. trochę wietrzy głowę.

    OdpowiedzUsuń
  3. ojj trudna sprawa, choć ja się przekuję, że jakoś nie nadaje się do układania się rezygnowania itd. Może to mój egoizm, hmmmm. Wolę nie zaczynać, by nie cierpieć.
    powodzenia i wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja cię podziwiam za to, bądź sobą ;)

    OdpowiedzUsuń