poniedziałek, 9 grudnia 2013

A dokładniej...

Nie wyszło nic z tylko z wyjazdu. No nic, może za tydzień?
Zamiast tego przećwiczyłam prowadzenie samochodu na lodzie w szkole bezpiecznej jazdy. Bardzo profesjonalnie. Z poślizgami, ale bezpiecznie. Takich doświadczeń nigdy dosyć.
Zakupy zrobione, buty kupione. Nawet 2 pary. Z jednymi to poszalałam cenowo. PediPed. Ale co tam ;-)
Dom ogarnięty, tylko balkonu po remoncie podłogi nie domyłam, bo za zimno i nie schnie. Ale sukcesywnie działanie powinno pomóc.
Dekoracje świąteczne zrobione, nawet choinkę Laura ubrała, bo mamy sztuczną. Dla zapachu żywe gałęzie choinowe wstawimy do wazonu, plus esencje zapachowe i będzie OK. Brak faceta w domu się kłania ;-) Choinka się sama nie kupi i nie przyniesie. Ale żywa choinka będzie u dziadków. Jeszcze jemiołę muszę świeżą zorganizować. Mam taką ogromną zeszłoroczną nad barkiem w kuchni, ale już wyschła. Ogólnie jest już prawie świątecznie.
Zostały prezenty. I fryzjer. To mnie z lekka przeraża. Pod względem czasowym. Tym bardziej, że niestety chore dziecko domaga się ciągłej obecności - "jesteś najukochańszą mamą na świecie".
Ale cóż, dam radę, bo jak inaczej? ;-)

3 komentarze:

  1. KK
    czyli jednak tez intensywnie, a co się odwlecze to...
    wyjazd tez będzie :) ja na razie nie patrze po sklepach z butami, poczekam co mi mama z Włoch poprzywozi... :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Przedostatnie zdanie od córki... rozczulające :))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem pod wrażeniem porządków

    OdpowiedzUsuń