Czarną kurtkę z piór marabuta wyjęłam z dna szafy. Wytrzepałam na balkonie.
Nie miałam jej na sobie prawie dokładnie 6 lat.
Czekała cierpliwie na godną uwagi imprezę ;-)
Mogłabym nie zakładać nic więcej... no może oprócz koronkowej bielizny, pończoch, szpilek i biżuterii z kolorowymi kamykami. I oczywiście La vie est belle. Ten zapach mógłby służyć za ubranie.
Dodam jednak małą czarną.
Ta knajpka jest dość "elegancka", więc trzymajmy fason przynajmniej na początku.
Bo jak się skończy mniej więcej można przewidzieć.
Może nie w mojej sypialni.... ;-)
Pora spać, żeby jutro bardziej przypominać milion (może być złotych) niż zombie.
sobota, 4 stycznia 2014
Pióra z marabuta
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
kogo tam dorwałaś? :) marabut???? a to Ci niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńSzalej :) cieszę sie :)
OdpowiedzUsuńIm dłużej się czytała tego posta tym bardziej robiło się interesująco i podniecająco... ;-)
OdpowiedzUsuńKnajpka w moim stylu:-) Robi wrażenie:-) Nie będę udawała, że nie zazdroszczę:-)
PS. Mnie się wydaje, że pióra z marabuta ok. 6 lat temu "były w akcji' i mają swoją historię... :)))
Baw się dobrze, ale nie za dobrze ;-))))