Ostatnie rogale zniknęły dziś rano, razem z kawą pitą na tarasie :-)
To już chyba naprawdę ostatni raz.
Trochę jednak szkoda, że znów nie wybraliśmy się do Krakowa, bo na południu pogoda jednak była lepsza. Ale te cztery jesienne dni spędzone w lesie też miały niewątpliwy urok... nie wnikając w szczegóły ;-)
I dzieciaki się wyszalały.
A Kraków przecież nam przecież nie ucieknie.
Orajusiu, kolejna osoba robi mi smaka na pyszności.
OdpowiedzUsuńMuszę być twarda, muszę być dzielna...
Co za smakowitości... :)
OdpowiedzUsuńkurcze, ale bym takiego rogala, tak do porannej kawy... mniam :)
OdpowiedzUsuń